poniedziałek, 3 kwietnia 2017

Jak zmanipulowałem opinię publiczną

Popełniłem kiedyś edukacyjny eksperyment celem udowodnienia tego, jak niewiele trzeba, by skutecznie pokierować opinią publiczną w odpowiednią stronę. Inspiracją było jednak życie. To samo życie, które jednocześnie zdradza miałkość stabloidyzowanego i uwikłanego w polityczny konflikt dziennikarstwa.

Kiedy ministrem finansów był jeszcze Paweł Szałamacha, "Newsweek" postanowił wysondować Polaków na okoliczność jego ewentualnej dymisji. Impulsem do zlecenia badania sondażowego w tej kwestii był ujawniony wcześniej fakt, że Szałamacha "jako poseł PiS pobierał uposażenie i dietę, choć w praktyce nie pełnił obowiązków, bo studiował w tym czasie w USA". 

Już wówczas miałem spory problem z tym sondażem, gdyż:

- po pierwsze: zrealizowano go na próbie 800 osób, gdzie standardem (i tak generującym błąd statystyczny na poziomie +/- 3%) są próby około 1000-osobowe;
- po drugie: w badaniu zastosowano niespotykaną nigdzie indziej próbę badawczą złożoną z osób w wieku 16-64 lat.

Od razu się zastanowiłem nie tyle nad tym, dlaczego o takie sprawy pyta się 16-latków, co raczej nad tym, dlaczego ignoruje się opinie osób w wieku 65+? O ile wiem, to jesteśmy społeczeństwem starzejącym się, zatem ta grupa wiekowa powinna "ważyć" w próbie najwięcej. Ale być może została wykluczona z pewnych względów natury politycznej, zostawmy to:)

Po trzecie - postawione pytanie, które brzmiało tak: "Czy minister finansów Paweł Szałamacha powinien złożyć urząd po tym, jak wyszło na jaw, że jako poseł PiS pobierał uposażenie i dietę, choć w praktyce nie pełnił obowiązków, bo studiował w tym czasie w USA?". Tak, jakby badacz chciał się upewnić, czy respondent udziela "właściwej" odpowiedzi.

W tym sensie przytaczanie szczegółowych wyników wydaje się bezcelowe (badani byli oczywiście "za"), chyba, że w celu edukacyjnym właśnie. Aby więcej nie dać się zmanipulować. Stąd mój eksperyment.

Pomyślałem: sprawdźmy, czy podobna manipulacja jest możliwa w czasie rzeczywistym. Losowo wybrałem innego polityka, padło na ministra sportu i turystyki - Witolda Bańkę. Procedura wyglądała tak:

1) Zadałem studentom pytanie (z pewnością przez wielu odebrane jako "dziwne", bo po co bez powodu pytać o takie sprawy):
Czy minister sportu i turystyki Witold Bańka powinien podać się do dymisji?

2) Uzyskane wyniki przedstawiały się następująco:

TAK: 1
NIE: 5
TRUDNO POWIEDZIEĆ: 46

3) Dokonałem świadomej (mimo że usprawiedliwionej) manipulacji, prezentując studentom fragmenty upublicznionych o wiele wcześniej rewelacji medialnych na temat ówczesnego ministra Szałamachy. Tylko jego nazwisko zastąpiłem nazwiskiem obecnego ministra sportu i turystyki. 

Dla uwiarygodnienia spreparowałem nawet informację na pierwszej stronie "Rzeczpospolitej", która de facto ujawniła "sprawę Szałamachy". Prawdziwa okładka, którą wykorzystałem pochodzi z 2006 roku, a poniższe zdjęcie zostało dodatkowo opatrzone informacją, iż jest to "materiał fałszywy". Studenci nie mieli tak łatwo.

 

4) Tym razem zadałem pytanie, zaczerpnięte z warsztatu "Newsweeka" i brzmiało ono tak:

Czy minister sportu i turystyki Witold Bańka powinien podać się do dymisji po tym, jak wyszło na jaw, że jako poseł pobierał uposażenie i dietę, choć w praktyce nie pełnił obowiązków, bo studiował w tym czasie w USA?

5) Nowe rezultaty mojego "sondażu" wyglądały teraz następująco:

TAK: 40
NIE: 3
TRUDNO POWIEDZIEĆ: 9

Skoro więc udało mi się w ciągu zaledwie 10 minut uzyskać tak diametralnie odmienne opinie tej samej grupy respondentów, to co z nami obywatelami, którzy w kampaniach wyborczych poddawani jesteśmy niezwykle intensywnym impulsom informacyjnym, perswazyjnym i manipulacyjnym? To chyba pytanie o fundamenty demokracji...

 

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz