Pierwszy rodzaj najczęściej ma rzeczywiste podstawy.
Motywowany jest różnicą poglądów na jakąś sprawę. Mamy inne rozwiązanie danego
problemu, chcemy przeznaczyć pieniądze na inne cele, nie zgadzamy się co do
priorytetów polityki etc. Klasyczny spór o interesy.
Drugi rodzaj oznacza konflikt, który często bywa kreowany –
żeby nie powiedzieć: inscenizowany – na potrzeby konkretnej sytuacji, której
istotą jest walka polityczna. Kreuje się spór po to, aby pokazać kto jest „dobry”,
a kto „zły”. Takie „zło” służy bardzo często jako usprawiedliwienie określonych
działań. Uosabia bowiem „wroga”, wobec którego trzeba (bo to przecież
konieczne) prowadzić niekończącą się polityczną, ale i moralną krucjatę.
Takie tłumaczenie „ciemnemu ludowi” bywa czasem
karykaturalne. I tak, partia rządząca zamiast mówić o tym, co zamierza zrobić –
straszy tym, że jak przegra wybory, to wróci stary zły PiS. Nasz nowy minister
spraw zagranicznych w tym właśnie stylu zareagował kiedyś na fakt, że
celebrycki świat „obraził się” na rządzącą PO. Mówił wówczas: „Dajcie PO
szansę. Jesteśmy najlepsi z tego, co jest”.
No fakt, Obywatelu – NIE MASZ
WYBORU. I ten uśmiech ministra-elekta - bezcenny.
Kiedy brak pomysłów na KONKRETY inicjuje się spór o wartości.
Robią to wszystkie partie parlamentarne, głównie dlatego, że taka strategia
gwarantuje rozgłos. VII kadencja Sejmu powoli się kończy. Kończy się też
polityczny żywot niektórych ugrupowań, jednakże warto myślami wrócić do roku
2011. Wówczas to jedna z formacji, wywieszając na sztandarach hasło „Nowoczesnej
Polski” ogłosiła: „Trzeba zdjąć ten krzyż z sali sejmowej!”.
Ktoś wtedy posłużył się taką metaforą: "Gdyby Polska rzeczywiście była
nowoczesnym państwem, to dla mnie w Sejmie może się znajdować nawet cała droga
krzyżowa".
I nawet jeśli ktoś uzna ją za przesadzoną, to jednak świetnie
pokazuje różnicę między Nowoczesnością a nowoczesnością.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz