wtorek, 13 stycznia 2015

Teoria a praktyka polityki

My, Polacy, niewiele wymagamy od swoich polityków. Oślepieni stawką, o którą toczy się ten historyczny polityczny spór, jesteśmy w stanie wiele wybaczyć. W imię idei najwyższej - pokonania wroga.

Tak więc wciąż walczymy, zamiast tworzyć, inwestować, projektować, doskonalić... Tylko przeczekujemy, zamiatamy pod dywan, odsuwamy w przyszłość. Marnujemy potencjał, który tworzy przede wszystkim młode pokolenie.

Rok 1776. Adam Smith w "Bogactwie narodów" o Polsce: "Jest to kraj, w którym, o ile mi wiadomo, nie produkuje się nic ponad środki niezbędne do przeżycia". Na dzisiejsze czasy opinia z pewnością przesadzona, ale marnotrawstwo czasu, energii i pieniędzy, jakie staje się efektem tego stylu uprawiania polityki powinno otwierać umysły.


Czy możemy oczekiwać czegoś więcej? Praktyka ostatnich 25 pokazuje, że nie. A powinniśmy.

SPOSÓB II (ustalenia zakresu obowiązków elit politycznych w demokracji):

Można zasięgnąć języka teorii. Na przykład Marcin Król w "Stylach politycznego myślenia" określa polityków mianem „elity moralno-intelektualnej”. W jego opinii mają oni do wypełnienia w społeczeństwie zarówno rolę moralną, jak i intelektualną. Stawia przed klasą polityczną zadanie wręcz wychowawcze względem obywateli. Jak pisze:

„funkcja elit kształtujących tło duchowe demokratycznego życia polega zatem na ustawicznym odnawianiu wizji owych moralnych idei regulacyjnych oraz na rozwijaniu i upowszechnianiu wiedzy na temat technicznych reguł funkcjonowania systemu demokratycznego”.

Zadaniem tak rozumianej elity politycznej powinno być – według Króla –

„uzgodnienie podstawowej hierarchii zadań intelektualnych i społecznych, porozumienie co do elementarnych faktów z najnowszej historii Polski, stosowanie zasady dobrej woli w polemikach politycznych i – wreszcie – podejmowanie nie tylko generalnych i oczywistych zazwyczaj rozważań nad problematyką naczelnych wartości, ale także rozważań bardziej technicznych dotyczących demokracji, jej systemów prawnych i politycznych, jej socjologicznych analiz i gospodarczych uzależnień”.

Andrzej Antoszewski pisze zaś wprost:

„odpowiedzialność elit za stworzenie warunków, w jakich jest możliwy rozwój społeczeństwa obywatelskiego, postrzegam jako ciążący na nich obowiązek edukacyjny”.

Obok bezpośrednich postulatów wobec klasy politycznej w literaturze politologicznej odnaleźć można również szereg oczekiwań wyrażonych w sposób pośredni. Przykładowo, Joseph Schumpeter zaznacza, że przywództwo w demokracji nie jest absolutne ze względu na konkurencję, której podlegają partie polityczne. Właśnie stąd wyprowadza on tezę, iż warunkiem funkcjonowania demokracji dobrej jakości jest m.in. zakorzenienie się w kulturze politycznej danego społeczeństwa tzw. „demokratycznej samokontroli”. W praktyce oznacza to, formułowany wobec polityków, postulat wychodzenia w swoich działaniach poza bieżącą walkę polityczną, służenie długofalowym interesom, respektowania odmiennych poglądów, szanowania decyzji wyborców czy powstrzymywanie się od konfliktów rozbijających społeczeństwo na wrogie obozy.

Adam Przeworski – stwierdza natomiast, że rolą każdego demokratycznego rządu jest posiadanie zdolności do podejmowania i realizacji decyzji politycznych, ale jednocześnie władza taka winna być wrażliwa na zmienność relacji między liczącymi się siłami politycznymi, a przy tym nie powinna unikać konsultacji i uzgodnień w ważnych sprawach. Władza – jak pisze – powinna być silna, aby realizować decyzje, a jednocześnie słaba, by nie lekceważyć przegranych.

Demokracja, w opinii Giovanniego Sartoriego, „nie dopuszcza do „rządów” w mocnym sensie, lecz jedynie do słabych rządów w tym znaczeniu, jakie komunikuje pojęcie przywództwa”. Właśnie dlatego należy ostrożnie podchodzić do powszechnie przyjętej tezy, iż w demokracji rządzi większość. Jego zdaniem sposób wyłaniania demokratycznego przywództwa powoduje, że tak zwana „większość” bywa często „jedynie największą mniejszością”.

Dodatkowo, należy uwzględnić wskaźnik niskiej frekwencji wyborczej, który jeszcze bardziej „osłabia” mandat polityków do przeprowadzania wielkich reform w sposób autorytatywny, bez porozumienia, a nawet dyskusji z innymi ważnymi siłami politycznymi. Okazuje się, że przy niskiej frekwencji wyborczej realne poparcie zwycięzcy (liczone w stosunku do wszystkich uprawnionych do głosowania, także niegłosujących) jest znacznie niższe. W ostatniej dekadzie tylko raz, nieznacznie, przekroczyło ono poziom 20% (w roku 2007) (wykres poniżej).



Tylko, kto tego słucha...? Walka jest najważniejsza.


Zobacz źródło
 

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz