wtorek, 10 stycznia 2017

Zmiana jako frazes [DEBATA PUBLICZA] [DIALOG SPOŁECZNY]

Kilka tygodni temu w miłym intelektualnym gronie deliberowaliśmy na temat zmiany, "dobrej zmiany", a może nawet rewolucji. Jak się okazało, już w pierwszych zdaniach padła być może zaskakująca - a na pewno prowokacyjna - teza, że zmiana to tylko frazes. Być może nawet pusty frazes.

Choć widać ją gołym okiem na co dzień, to "szkiełko" obserwatora życia społecznego pozwala dostrzec zjawisko w szerszej perspektywie. A ta nie jest już taka oczywista.

Właściwie powinno być o władzy: relacji zwykle asymetrycznej (ktoś ma władzy więcej, ktoś mniej, albo w ogóle), ale też uzależnionej od kontekstu (raz władzę ma X, innym razem Y).

10 stycznia 2017 roku, zdarzenie kluczowe dla zrozumienia problemu:
"Prawo i Sprawiedliwość robi krok w tył i podjęło decyzję, że wracają stare warunki pracy dziennikarzy" - powiedział w poniedziałek na konferencji prasowej marszałek Senatu Stanisław Karczewski.
Ilustruje ono bowiem, to co w żadnym razie zmianie nie uległo, chociaż powinno, może w pierwszej kolejności: model i sposób prowadzenia dialogu społecznego z poszczególnymi grupami społecznymi czy zawodowymi. Dodać należy, dialogu, który powinien stanowić istotny warunek wstępny dla konstruowania dobrego - a przede wszystkim szanowanego przez wszystkich - prawa. 

Do tej pory było tak: władza coś postanawia, przedstawia kompletną propozycję regulacji (np. ustawy), przegłosowuje (przekonując, iż są to jedyne słuszne rozwiązania), a potem już tylko czeka. Na co? Na opór. Wszak - gdyby nie Max Weber - nie wiedzielibyśmy, że władza tylko w ten sposób w pełni się manifestuje. W możliwości przełamywania oporu.

I teraz pytanie, jak silny to opór? Damy radę, a może nie damy? Jeśli przelicytowaliśmy, to ustąpimy, pokażemy ludzką twarz, złożymy samokrytykę, w końcu - przeprosimy. W innym przypadku - dura lex, sed lex (twarde prawo, ale prawo), a co nasze, to nasze.

Przykładów można wskazać niemało:

#1: ACTA

24 stycznia 2014 roku:

Donald Tusk: "Nie będzie ustępstwa przed brutalnym szantażem (...). Nie wyobrażam sobie, aby polski rząd, polski parlament, polski premier ustępował przed kimś, kto mówi: „nie podpisuj, bo inaczej opublikujemy kompromitujące dane o twoich urzędnikach”.

6 lutego 2014 roku (już po ogólnokrajowych protestach przeciw ratyfikacji umowy):

"Podzielam opinie tych, którzy od początku twierdzili, że konsultacje nie były pełne".

"Ja, może z racji daty urodzenia, podchodziłem do tej kwestii za bardzo XX-wiecznie. Musimy to nadrobić".

#2: tzw. "protest pieczątkowy" lekarzy w 2012 roku

- najpierw pojawia się pomysł zmuszający lekarzy do weryfikacji statusu ubezpieczenia pacjentów;
- po groźbie (i faktycznych przypadkach), że lekarze zaprzestaną wydawania opieczątkowanych recept pacjentom, regulacje zmieniono;
- w końcu ktoś wpadł na pomysł, aby przygotować system elektroniczny do weryfikacji ubezpieczonych.

#3: sprawa rocznych urlopów macierzyńskich dla tzw. "matek pierwszego kwartału"

- według wstępnej i wdrożonej propozycji urlop roczny miał przysługiwać matkom dzieci urodzonych po 17 marca 2013 roku;

Donald Tusk, wypowiedź z 15 stycznia 2013 roku: 


"Gdyby uznać argumenty matek, które urodzą dzieci na początku roku i nie uzyskają prawa do dłuższych urlopów macierzyńskich, z podobnym postulatem mogą zgłosić się kolejne grupy. Na przykład matki, które urodziły dzieci pod koniec 2012 roku".
- po protestach (26 kwietnia 2013 roku), głównie w Internecie (FB) i nagłośnieniu sprawy w mediach tradycyjnych, które de facto stały się sojusznikiem "Matek I kwartału" retoryka (i decyzje) uległy zmianie:
"Ten wydatek nie zwiększy deficytu. Nie ma nawet o tym mowy".

"Wielka determinacja matek I kwartału zrobiła na mnie wielkie wrażenie" .
 W argumentacji na rzecz sensu bycia z dzieckiem przez cały pierwszy rok jego życia zgadzamy się ze sobą w stu procentach - mówił premier. Pozostawało przekonać jeszcze ministra finansów Jacka Rostowskiego, do którego - jak opowiadał Tusk - ma "mniej serca niż do matek I kwartału".


... tak jest w wielu innych sytuacjach: inaczej rozmawia się z górnikami, inaczej z pielęgniarkami. Argument siły (opór), którym dysponuje (lub nie) strona społeczna decyduje o tym, kto jest, a kto nie jest właściwym partnerem do rozmowy.

A dziś na tapecie - dziennikarze. Jak widać, już się skutecznie oparli. Władza więc po ich stronie tym razem.


A może to jest właśnie to modne od wczoraj "zarządzanie przez kryzys"? Tu zmiany nie widać. 


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz