środa, 25 stycznia 2017

Do debaty trzeba dwojga [PROTEST STUDENTÓW]

Studenci, to statystycznie młodzi ludzie, w wieku 19-24, 25 lat, których naprawdę trudno zmobilizować do działania zbiorowego, szczególnie o politycznym podtekście. Pech teraźniejszości polega na tym, że każdy głos w sprawie publicznej, odbierany jest jako głos polityczny. Nawet jeśli nie politycznie (czyli partyjnie) inspirowany, to tak szufladkowany przez zewnętrznych komentatorów.

Taki klimat dla wymiany opinii stanowi jedną z najbardziej szkodliwych barier dla społeczno-politycznej partycypacji różnych grup społecznych. Spiskowa teoria głosi bowiem, że o to właśnie chodzi, by Obywatel trwał w swojej sferze prywatnej, niczego nie kontestował, nie stawiał trudnych pytań, nie rozliczał. Z drugiej strony pojawia się natomiast pokusa instrumentalnego wykorzystania tegoż Obywatela, jego emocjonalnego wzburzenia przez tych, którzy - choć taka ich społeczna rola - nie potrafią nas reprezentować w rzeczowej debacie publicznej (vide argument: "Wyprowadzimy milion ludzi na ulicę").

Tymczasem atmosfera, która towarzyszy polityce i która przez politykę udziela się zwykłym obywatelom stanowi najbardziej istotny kontekst dla otwartego dyskursu w społeczeństwie demokratycznym. W praktyce sprzyja / szkodzi zaangażowaniu opinii najmniej skrajnych, a przez to najbardziej konstruktywnych. O tym często zapominamy: dziennikarze, publicyści, politycy, komentatorzy, którzy emocjonujemy się konfliktową wizją polityki.

Nie jest bowiem tajemnicą, że polityka prowadzona w rejestrze moralności kreuje wiele negatywnych konsekwencji dla poziomu partycypacji obywateli. Problem ten dotyka w szczególnym stopniu ludzi młodych. Kłótliwe, wojownicze i stymulujące podziały oblicze współczesnej polityki stanowi bowiem ważny czynnik ograniczający publiczne formy politycznej partycypacji. Chodzi tu przede wszystkim o powstrzymywanie się od działań, które mają publiczny charakter i służą wyrażaniu własnej opinii. W tym sensie wycofywanie się z aktywności politycznej może być formą autocenzury.

Dlatego zasadne wydaje się pytanie, które należałoby postawić dzisiaj protestującym: dlaczego rytualny protest a nie zaproszenie do debaty? Kogo? Całej klasy politycznej. Zaproszenie jako "propozycja nie do odrzucenia". Sprawa ACTA sprzed kilku lat pokazuje, że potencjał mobilizacyjny jest, choć uśpiony. Już czas najwyższy, by upowszechnić te formy partycypacji, które stanowią realne wyzwanie dla elit politycznych.

Co ciekawe, sami studenci dostrzegają wagę deliberacji. Uczestnictwo w spotkaniach czy dyskusjach z politykami jest wskazywane dwa razy częściej niż udział w demonstracji jako skuteczna forma wpływu na politykę.


Która z form aktywności zapewnia Pana/i zdaniem skuteczny wpływ na politykę?
Kandydowanie w wyborach (lokalnych lub krajowych)
42%
Uczestnictwo w spotkaniach, dyskusjach z politykami
38%
Przystąpienie do partii politycznej
30%
Podpisywanie petycji
28%
Członkostwo/wspieranie organizacji pozarządowych
24%
Udział w demonstracji
19%
Przystąpienie do związku zawodowego
12%
Inna
1%
Żadna nie zapewnia
9%
Trudno powiedzieć
12%
Źródło: A. Guzik, R. Marzęcki, Ł. Stach, Pokolenie '89. Aksjologia i aktywność młodych Polaków, Kraków 2015.


Demokracja wymaga innowatorów społecznych, a nie zdolnych kopistów.

Głosy tych pierwszych wydają się dzisiaj wyciszone spiralą milczenia, która legitymizuje opinie skrajne jako dominujące. Umiarkowanie zeszło do "podziemia". 

Uniwersytet jako ring, w którym spotyka się "świat życia" i "świat polityki"? Ta idea wciąż ma sens. Choć do debaty trzeba dwojga i to jest największy problem.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz