sobota, 30 sierpnia 2014

Jak sondaże wyjaśniają politykę?

W związku z przetasowaniami w wyższych kręgach europejskiej elity władzy czeka nas interesujący scenariusz w polskiej polityce. Póki co, piszą go dziennikarze. Chociaż ci, czasem - jako instrument w rękach polityków - mimowolnie donoszą o faktach dokonanych. 

Premierem Ewa Kopacz? Druga kobieta po 1989 roku na tym stanowisku. Dlaczego ten scenariusz wydaje się najbardziej realny? Trochę sondażokracji. W lipcowym raporcie CBOS pod znamiennym tytułem "Zaufanie do polityków po wybuchu afery podsłuchowej" Ewa Kopacz cieszy się najwyższym wskaźnikiem zaufania społecznego pośród wszystkich polityków PO, pomijając Donalda Tuska. Ciekawe, że w pierwszej dziesiątce znajduje się jeszcze tylko jeden czynny polityk bezpośrednio związany z partią rządzącą - szef MSZ Radosław Sikorski. Ten jednak nieco częściej niż Marszałek Sejmu budzi negatywne skojarzenia. Wyboru więc nie ma. Chyba, że ktoś spoza bieżącej polityki, ale w to mogą wierzyć jedynie prawdziwi optymiści.

Źródło: CBOS.

A propos dziennikarzy. Przypomnę niedawne peany na część Elżbiety Bieńkowskiej, niejednokrotnie "mianowanej" na następczynię Tuska. Dziennikarzom też chyba nie spodobała się jej opinia o polskim klimacie.

Ktoś inny powie - Tomasz Siemoniak, szef MON. Doprawdy? A czy ktoś racjonalny (tj. ktoś, kto chce wygrywać kolejne wybory) zdecyduje się wysunąć kandydaturę osoby, której nie kojarzy aż 66% społeczeństwa?
Takie prawa prawdziwej polityki.

Zobacz źródło

niedziela, 24 sierpnia 2014

Zadanie dla wytrwałych II


Może się da? Jednak trudność, z jaką nam to przychodzi uświadamia, że ktoś (ciekawe kto???) próbuje odracjonalizować proces decyzyjny wyborcy.

W sytuacji optymalnej wyborca mógłby postąpić tak:


1) obiecaliście mi X, Y, Z;

2) wówczas uznałem te obietnice za możliwe/niemożliwe do spełnienia, ale zaryzykowałem oddanie głosu na was;

3) każdą z tych obietnic zrealizowaliście w X%;

4) teraz zdecyduję, czy mi to wystarczy - głosuję lub nie głosuję na was ponownie.

W rzeczywistości jest tak:

1) obiecaliście mi "raj na ziemi" (cud gospodarczy, drugą Japonię, plaże Egiptu etc.);

2) tak mi się to spodobało, że nie zapytałem o szczegóły (czyt. nie pofatygowałem się na żadne spotkanie z politykiem, nie przeczytałem programu, nie sprawdziłem, jakie decyzje podejmowaliście w różnych sprawach...);

3) a teraz czekam na więcej, obawiam się tylko tej katastrofy, która nadejdzie, jak do władzy dojdą "oni".

Tak właśnie politycy uczą nas, że nie warto myśleć.

Zadanie dla wytrwałych


wtorek, 19 sierpnia 2014

Cierpiąca racjonalność obywateli


Kiedy politycy przestają wypełniać swoją informacyjną, edukacyjną i socjalizacyjną rolę względem obywateli cierpi przede wszystkim ludzka racjonalność. Ona nigdy nie jest pełna. Im więcej wiemy, tym w mniejszym polu ryzyka się poruszamy. Im mniej wiedzy posiadamy na jakiś temat, tym częściej nasze wybory mają charakter przypadkowy. Przypadkowy w sensie „niezależny od jednostki”.

Zanim padnie jeden z wielu argumentów na rzecz tezy o abdykacji polityków ze swej ważnej społecznej roli, kilka słów wyjaśnienia. Nie chcę, aby poniższy wpis został błędnie zinterpretowany. Nie ma on politycznego podtekstu, nie sprzyja żadnej sile politycznej, nie jest wymierzony w żadną partię czy stronnictwo. Ten argument jest dobrym – w moim przekonaniu rzetelnym – empirycznym dowodem na to, w jaki sposób politycy (jako elita opiniotwórcza), ale i dziennikarze / publicyści kształtują naszą świadomość. Nie tyle mówią nam, co mamy myśleć, ile – o czym mamy myśleć. Pytanie retoryczne – kto na tym cierpi najbardziej?

Argument ów wyłania się z porównawczej analizy odpowiedzi respondentów w badaniach realizowanych przez CBOS w 2013 roku. W raportach dotyczących opinii na temat przyczyn „katastrofy smoleńskiej” odsetki osób, które mają problem z udzieleniem odpowiedzi (deklarują brak wiedzy) niemal nigdy nie przekraczają 20%, a w wielu – także szczegółowych sprawach – przyjmują wartości poniżej 10%. Natomiast w innej kwestii – jakże silnie wpływającej na interesy zwykłego człowieka – objawia się o wiele większa niewiedza. Brak rzetelnej debaty, a w zasadzie nieobecność w debacie publicznej czy politycznej tematu reformy emerytalnej przygotowanej przez rząd w 2013 roku (m.in. wprowadzenie tzw. dobrowolności między ZUS a OFE) spowodował, że na wiele pytań uzyskiwano nienaturalnie wysoki odsetek odpowiedzi „Trudno powiedzieć” (nawet 45%, jak w kwestii oceny skutków zakazu inwestowania przez OFE w polskie obligacje skarbowe).



Poziom niewiedzy Polaków na tematy związane z katastrofą smoleńską oraz reformą emerytalną

Badana kwestia
Odsetek odpowiedzi „Trudno powiedzieć”

Czy uważa Pan(i), że prezydent Lech Kaczyński mógł ponieść śmierć w wyniku zamachu? (X 2012)

12%

Czy uważa Pan(i), że prezydent Lech Kaczyński mógł ponieść śmierć w wyniku zamachu? (X 2013)

16%

Jak ocenia Pan(i) działania polskiego rządu w sprawie wyjaśnienia przyczyn i okoliczności katastrofy pod Smoleńskiem? (X 2013)

8%

Czy, Pana(i) zdaniem, powinno się powołać międzynarodową komisję do wyjaśnienia przyczyn katastrofy prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem czy też nie ma takiej potrzeby? (X 2013)

6%

Czy, Pana(i) zdaniem, Otwarte Fundusze Emerytalne (OFE) dobrze czy źle gospodarują powierzonymi im pieniędzmi przyszłych emerytów?(I 2011)

37%

Czy, Pana(i) zdaniem, OFE dobrze czy źle gospodarują powierzonymi im pieniędzmi przyszłych emerytów?(VII 2013)

34%

Czy, Pana(i) zdaniem, propozycje rządu idą w dobrym czy też w złym kierunku? (VII 2013)

22%

Rząd zaproponował, aby środki zgromadzone przez ubezpieczonego w OFE  przez 10 lat przed wypłatą świadczenia były stopniowo przenoszone do ZUS. Co Pan(i) o tym sądzi? (VII 2013)

39%

Jak Pan(i) ocenia zakaz inwestowania przez OFE w polskie obligacje skarbowe? (VII 2013)

45%

Czy proponowane przez rząd zmiany w systemie emerytalnym dotyczące działalności OFE będą korzystne czy też niekorzystne dla bieżących finansów państwa? (VII 2013)

40%

… dla ubezpieczonych w OFE? (VII 2013)

43%
Źródło: Opinie na temat przyczyn katastrofy pod Smoleńskiem. Czy konferencja naukowa rozstrzygnęłaby wątpliwości?, Komunikat CBOS, BS/150/2013; Opinie o projektowanych zmianach w funkcjonowaniu OFE, Komunikat CBOS, BS/167/2013, http://www.cbos.pl.
 
 Z powyższego zestawienia nie należy (nie wolno!) wyciągać wniosków, że temat „katastrofy smoleńskiej” nie powinien być obecny w publicznych dyskusjach. Wręcz przeciwnie, jest to problem, który tylko w rzeczowym otwartym dyskursie może doprowadzić do uregulowania społecznych relacji nie tylko pomiędzy liderami i przedstawicielami partii politycznych, ale i dużych grup społecznych.

Problemem jest jednak to, w jaki sposób i w jakim celu WSZYSKTIE (a jest ich więcej niż dwie) siły polityczne wprowadzają ten wątek do debaty publicznej czy politycznej.

Problemem są proporcje, w jakich różne kwestie stają się przedmiotem politycznego sporu. To, o czym się mówi – niezależnie od tego, czy przybliża nas do prawdy, czy raczej wprowadza nas w błąd – formatuje naszą świadomość. W jakimś sensie tworzy nasz system wiedzy o rzeczywistości. Jesteśmy „za” lub „przeciw”, ale najczęściej potrafimy sformułować jakąś opinię”. To, o czym się milczy – sprawia, że takiej opinii nie posiadamy. 
 
Zobacz źródło

Wracając do przytoczonego przykładu. Opisany tu przypadek uświadamia jeszcze jeden problem. Na ile klasa polityczna jest gotowa do prezentowania w sferze publicznej treści adekwatnych i ważnych z punktu widzenia życiowych interesów obywateli? Nawet wówczas, kiedy ci – niedostatecznie poinformowani – nie uświadamiają sobie swoich własnych interesów?

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Dlaczego nie zasłużyliśmy na lepszych polityków?


Elity. Elita władzy. Elita polityczna. Czy to w jakimkolwiek sensie zobowiązuje? 


Czasem daje się słyszeć głosy, że krytykowanie polityków to działanie daremne i - dodatkowo - pozbawione sensu. Wszak mamy polityków, jakich sobie wybraliśmy. Skąd więc ma wynikać nasze prawo do wątpienia w racjonalność zwykłego obywatela-wyborcy? Niektórzy mówią, że podnoszenie tych kwestii w debacie publicznej zakrawa o niańczenie dorosłych ludzi, a to już - innym dorosłym - nie przystoi.


A gdyby tak zaprzeczyć "dogmatowi", że "macie takich polityków, na jakich zasłużyliście"? Bo niby dlaczego? Już wspominałem o tym, jak różne społeczne i polityczne mechanizmy (finansowanie partii, system medialny, ordynacja wyborcza) determinują ostateczny wynik wyborów. A poziom kontroli wyborczych zachowań obywatela jest wprost proporcjonalny do poziomu ograniczenia jego racjonalności. Nikłe zainteresowanie, słaba orientacja, niedostateczna wiedza, zewnątrzsterowność, uleganie emocjom - wszystko to wzmaga skuteczność socjotechniki. Stąd prawo do krytyki.


To, że krytykujemy klasę polityczną nie zwalnia nas jeszcze z przymykania oczu na jakość samych obywateli. Warto mieć to na uwadze.


Z drugiej strony, trzeba postarać się, aby owa krytyka była czymś więcej niż zwykłym utyskiwaniem na wszystko "człowieka z ulicy". To jego życiowa filozofia zakłada, że na politykach ciążą większe oczekiwania niż na zwyczajnych ludziach. Ona również sprzyja utrwalaniu się negatywistycznego obrazu elity politycznej w świadomości społecznej. Obrazu, który niekoniecznie musi mieć wiele wspólnego z rzeczywistością. Polityka - dzięki mediom - dzisiaj jest bowiem zdecydowanie bardziej transparentna, dlatego przekonanie o amoralności polityków być może jest tylko złudzeniem. Ryzykownym byłoby jednak założenie, iż przywódcy zawsze charakteryzują się pozytywnymi cechami.


Krytyka jest więc uzasadniona, potrzebna i funkcjonalna, a więc pozytywna. Jest wyrazem obywatelskości społeczeństwa. Problemem może być jednak to, że bywa niedostatecznie słyszalna (dla szerszej publiczności, tj. społeczeństwa) i słuchana przez swoich adresatów (polityków). 


Jednakże tym, co szkodzi najbardziej, jest brak (lub słabość) instytucji, które umożliwiałyby, a także wymuszały ustosunkowanie się polityków do formułowanych zarzutów. To także pytanie o to, kto dzisiaj socjalizuje obywatela. Nie konsumenta, ale Obywatela. Rodzina, szkoła, uniwersytet, media masowe? Czy jako instytucje kulturotwórcze: są czy nie są odpowiedzialne za kształtowanie bardziej refleksyjnego postrzegania rzeczywistości?


Elitarność tak zwanej klasy politycznej wynika przede wszystkim z pozycji, jaką politycy zajmują w strukturze każdego społeczeństwa i z którą wiąże się prawo do  podejmowania kluczowych decyzji władczych. Czy z faktu zajmowania najwyższych pozycji w strukturze władzy płyną jakieś zobowiązania? A jeśli tak to jakie? 


Większość z nierozwiązanych tu kwestii będzie przedmiotem kolejnych wpisów. Zapraszam do lektury, ale i do dyskusji.

środa, 13 sierpnia 2014

Ile w nas światłego obywatela?



Cieszy przede wszystkim to, że pierwsze godziny istnienia bloga owocują pierwszymi wymianami opinii. Właśnie dlatego warto widzieć szerszy kontekst całego projektu.

//Swoją drogą – zachęcam do dyskutowania i kontestowania czy to w komentarzach, czy na profilu FB//

Blogiem świata się nie zmieni, o czym mowa tu już była. Zresztą trudno sobie wyobrazić świat, w którym wszyscy są ekspertami od wszystkiego. Każdy rzetelny obserwator życia społecznego wie, że ludzie różnią się pod względem zasobów wiedzy na różne tematy. Tak było, jest i będzie. Nie należy więc oczekiwać, iż to rozwarstwienie wiedzy zostanie kiedyś zastąpione jakąś egalitarystyczną utopią. Przeciwnie. Jest ono funkcjonalne.

Ludzie różnią się więc nie tylko w zakresie wiedzy, ale i kapitału społecznego, zainteresowania sprawami publicznymi i dlatego zupełnie naturalne jest, że jedni wybierają drogę aktywisty, inni mają dobrą orientację w polityce, ale funkcjonują w sferze prywatnej, a jeszcze inni wchodzą w rolę „człowieka z ulicy”, dla którego sfera szeroko rozumianej polityki wydaje się obojętna, a nawet wroga.

Jest taki ciekawy esej Alfreda Schütza pt. Światły obywatel. To tam Schütz opisał trzy idealne typy obywatela: 

1) typ eksperta,
2) typ człowieka z ulicy
3) typ światłego obywatela.

Pierwszy z nich ma szczegółową wiedzę z wąskiej dziedziny, a jego opinie nie są wynikiem zgadywania czy luźnych przypuszczeń. Drugi – dysponuje użyteczną wiedzą z różnych zakresów, lecz jest to wiedza szczątkowa. Wiele swoich decyzji podejmuje pod wpływem emocji. Często wydaje nam się, że znamy się na wszystkim, np. na polityce właśnie. Nie potrafimy sobie jednak wyobrazić i uświadomić wszystkich mechanizmów nią rządzących. W gruncie rzeczy, to eksperci, powinni tę wiedzę upowszechniać, ale czy zawsze jest to w ich interesie?

I wreszcie ostatni typ – światłego obywatela. To złoty środek, ale wymagający. To inaczej obywatel, który stara się być dobrze poinformowany. To osoba ciekawa świata, gotowa podejmować wyzwania jego reformy, a zarazem zdolna do formułowania krytycznych sądów o jego stanie. W naukowym dyskursie często mówimy „krytyczny obywatel”. Krytykuje nie dlatego, że „zna się na wszystkim”, ale dlatego, że troszczy się o wspólne dobro, a dodatkowo sam szuka i proponuje różne rozwiązania.

Jakość demokracji zależy od tego, jak wielu jest takich obywateli.

Pytanie tylko,  na ile mają oni warunki do „reprodukcji”… Na ile w praktyce możliwy jest scenariusz: „Nie mam na kogo głosować, więc sam startuję”?

Niestety, barier dla uczestnictwa jest wiele. Często zbyt wiele, aby wynagrodzić koszty ponoszone przez „kandydatów na światłych obywateli”. Pokażę tylko cztery, choć jest ich więcej:

- system finansowania partii politycznych – to on powoduje, że w podziale mandatów liczą się największe marki (choć jest to problem najmniejszy, gdyż same sobie wypracowały taką pozycję);

- sposób kształtowania list wyborczych, gdzie decydujący głos ma partyjne kierownictwo. Trudno być niezależnym na partyjnej liście;

- mediatyzacja polityki – przykład: dlaczego w debacie przedwyborczej najczęściej występują przedstawiciele jedynie partii parlamentarnych? Ile czasu antenowego poświęca się tym partiom także poza kampanią wyborczą?

- styl uprawiania polityki, który "odpędza" od polityki potencjalnych wartościowych kandydatów, którzy mają merytoryczny potencjał, ale brak im wyrobienia w partyjnych gierkach. On też zniechęca obywateli do polityki w ogóle, ale o tym przy innej okazji.

A zatem różnica między „chcieć” a „móc” jest w tym przypadku bardzo istotna.

Zobacz źródło


W NASTĘPNYM WPISIE: Czego nam wolno oczekiwać od polityków?

wtorek, 12 sierpnia 2014

Konstruktywny nihilizm, czyli quo vadis polityku?



Ktoś powie, że hasło „Nie głosuję na nikogo” robi więcej złego niż dobrego. Rozumiane bez kontekstu z pewnością tak. W końcu to coraz powszechniej obserwowany wzór zachowania naszych współobywateli. Osobiście byłem kiedyś świadkiem takiej oto sytuacji:

Kierowca busa na trasie Kraków-Chrzanów, podenerwowany zasłyszaną w radiu informacją o rządowych planach wprowadzenia podatku od starych samochodów, pozwolił sobie publicznie (bo w obecności pasażerów) na komentarz typu: <<Co jeszcze wymyślą?! Już nigdy nie pójdę na wybory. Niech się sami wybierają>>.

Trudno tego nie zrozumieć. W ocenach takich przypadków często posługujemy się prostymi (zbyt prostymi?) wyjaśnieniami. Po kolejnych wyborach, które ujawniają rekordowo niską frekwencję, słyszy się mnóstwo uwag o słabym społeczeństwie obywatelskim, o biernym i apatycznym obywatelu. Przyczyna takich postaw – utrwalanych przecież w długim okresie – tkwi zarówno po stronie obywatela (któremu chce się coraz mniej), ale i polityki, a raczej konkretnych polityków, którzy zrezygnowali ze swej kulturotwórczej roli, jaką powinni pełnić w społeczeństwie.

Inspiracją dla tego pozornie nihilistycznego hasła stała się również praktyka badawcza. Nie tak dawno, badając postawy młodego pokolenia Polaków, zastanawialiśmy się nad tym problemem, poszukując także konstruktywnych odpowiedzi. Zadaliśmy więc młodym ludziom pytanie o to, co musiałoby się zmienić, aby motyw uczestnictwa w życiu politycznym swojego kraju był dla nich silniejszy. Uzyskane odpowiedzi ukazują wyraźną alienację klasy politycznej. 


Źródło: badania własne na ogólnopolskiej próbie badawczej studentów.

Żyjemy w dwóch niezależnych od siebie światach. Świat ludzi młodych, ich realnych problemów, potrzeb i interesów. Świat polityki – krótkowzrocznej, zorientowanej na wydarzenia o medialnym charakterze. Z tego pierwszego płynie zaś komunikat: ZRÓBCIE COŚ W KOŃCU!

Ktoś kiedyś napisał, że ludzie będą rzeczywiście aktywni nie wtedy, gdy sami będą chcieli iść do polityki, ale dopiero wówczas, gdy to polityka „przyjdzie” do nich.
Większość naszych polityków – póki co – nigdzie się nie wybiera…

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Owoce naszej frustracji

Kiedy mówisz, ale nikt (niewielu) Cię słucha, pojawia się poczucie frustracji. Wycofanie? Niekoniecznie. Bliska historia pokazuje, że wtedy pojawia się "drugi obieg", w którym odbiorca jest bardziej wrażliwy i ciekawy nowych informacji. Nie jest to odbiorca masowy, ale przez to można o nim mówić (pisać) przez duże "O".

Autorem tego bloga jest (już nie taki) młody badacz rzeczywistości społeczno-politycznej. Rocznik 1983. Nieco sfrustrowany tym, że standardowe kanały naukowej komunikacji nie pozwalają zmieniać tej rzeczywistości. Przygotowujemy projekty badawcze, diagnozujemy różne zjawiska, krytykujemy dysfunkcje, napominamy polityków, ale... Kto tego słucha?

Ktoś kiedyś powiedział, że jeśli chcę mieć wpływ na rzeczywistość, to powinienem zacząć pisać do gazety, a nie książki czy artykuły naukowe. Coś w tym jest. Dzisiaj największy wpływ mają Ci z nas, którzy mają w sobie już coś z celebryty. Płacą za to cenę, zmuszeni do upraszczania wniosków czy ideologizowania języka. Czy jest coś poza tym?

Ktoś inny napisał, że dzisiaj to Internet stanowi remedium na kryzys demokracji. W tym sensie także tytuł tego bloga ("NIE GŁOSUJĘ NA NIKOGO") brzmi przewrotnie. I słusznie. Kryzys demokracji objawia się w tym, że mizeria oferty politycznej, którą obywatel dostrzega powoduje, że - zamiast się zbuntować - popada apatię i bierność.

Ten blog zrodził się także z tęsknoty za żywą demokracją aktywnych obywateli. Za światem, gdzie ludzie chcą i mogą stanowić realne wyzwanie dla politycznego establishmentu.

Nie zachęca on do wyborczej absencji. Wręcz przeciwnie.

Niech więc Internet (od dzisiaj dla nas) będzie takim remedium. Zapraszam na bloga, gdzie pojawiać się będą wpisy, które - mam nadzieję - POLITYKÓW skłonią do refleksji nad swoją społeczną rolą, DZIENNIKARZY zainspirują do tego, aby stawiać trudniejsze pytania, a nam - OBYWATELOM - uświadomią, że choć różne "siły" próbują nas wykorzystać jako narzędzie osiągania swoich celów, to warto być krytycznym. Nie sfrustrowanym, ale krytycznym, refleksyjnym i działającym Obywatelem.