Elity. Elita władzy. Elita polityczna. Czy to w jakimkolwiek
sensie zobowiązuje?
Czasem daje się słyszeć głosy, że krytykowanie polityków to
działanie daremne i - dodatkowo - pozbawione sensu. Wszak mamy polityków,
jakich sobie wybraliśmy. Skąd więc ma wynikać nasze prawo do wątpienia w
racjonalność zwykłego obywatela-wyborcy? Niektórzy mówią, że podnoszenie tych
kwestii w debacie publicznej zakrawa o niańczenie dorosłych ludzi, a to już -
innym dorosłym - nie przystoi.
A gdyby tak zaprzeczyć "dogmatowi", że "macie
takich polityków, na jakich zasłużyliście"? Bo niby dlaczego? Już
wspominałem o tym, jak różne społeczne i polityczne mechanizmy (finansowanie
partii, system medialny, ordynacja wyborcza) determinują ostateczny wynik
wyborów. A poziom kontroli wyborczych zachowań obywatela jest wprost
proporcjonalny do poziomu ograniczenia jego racjonalności. Nikłe
zainteresowanie, słaba orientacja, niedostateczna wiedza, zewnątrzsterowność,
uleganie emocjom - wszystko to wzmaga skuteczność socjotechniki. Stąd prawo do
krytyki.
To, że krytykujemy klasę polityczną nie zwalnia nas jeszcze
z przymykania oczu na jakość samych obywateli. Warto mieć to na uwadze.
Z drugiej strony, trzeba postarać się, aby owa krytyka była
czymś więcej niż zwykłym utyskiwaniem na wszystko "człowieka z
ulicy". To jego życiowa filozofia zakłada, że na politykach ciążą większe
oczekiwania niż na zwyczajnych ludziach. Ona również sprzyja utrwalaniu się
negatywistycznego obrazu elity politycznej w świadomości społecznej. Obrazu,
który niekoniecznie musi mieć wiele wspólnego z rzeczywistością. Polityka -
dzięki mediom - dzisiaj jest bowiem zdecydowanie bardziej transparentna,
dlatego przekonanie o amoralności polityków być może jest tylko złudzeniem.
Ryzykownym byłoby jednak założenie, iż przywódcy zawsze charakteryzują się
pozytywnymi cechami.
Krytyka jest więc uzasadniona, potrzebna i funkcjonalna, a
więc pozytywna. Jest wyrazem obywatelskości społeczeństwa. Problemem może być
jednak to, że bywa niedostatecznie słyszalna (dla szerszej publiczności, tj.
społeczeństwa) i słuchana przez swoich adresatów (polityków).
Jednakże tym, co szkodzi najbardziej, jest brak (lub
słabość) instytucji, które umożliwiałyby, a także wymuszały ustosunkowanie się
polityków do formułowanych zarzutów. To także pytanie o to, kto dzisiaj
socjalizuje obywatela. Nie konsumenta, ale Obywatela. Rodzina, szkoła,
uniwersytet, media masowe? Czy jako instytucje kulturotwórcze: są czy nie są
odpowiedzialne za kształtowanie bardziej refleksyjnego postrzegania
rzeczywistości?
Elitarność tak zwanej klasy politycznej wynika przede
wszystkim z pozycji, jaką politycy zajmują w strukturze każdego społeczeństwa i
z którą wiąże się prawo do podejmowania
kluczowych decyzji władczych. Czy z faktu zajmowania najwyższych pozycji w
strukturze władzy płyną jakieś zobowiązania? A jeśli tak to jakie?
Większość z nierozwiązanych tu kwestii będzie przedmiotem
kolejnych wpisów. Zapraszam do lektury, ale i do dyskusji.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz