wtorek, 24 marca 2015

Starzy-młodzi

Czy stacja telewizyjna o ogólnokrajowym zasięgu potrafi wyjść poza polityczną poprawność w referowaniu społecznych preferencji wyborczych? Sugeruję, że nie.

Sprawa dotyczy kwestii - kogo popierają młodzi wyborcy? Ale problem jest nieco głębszy. Dotyka bowiem kryteriów, dla których daną grupę uznajemy za młodych. W ostatnich dniach w "Faktach" TVN opublikowano wyniki sondażu (Millward Brown), z którego ma wynikać, że "młodzi wybierają Komorowskiego". Młodzi, czyli wyborcy w wieku 18-34 lata. Takie kryterium wiekowe wybrano. Prawo badacza. Ale...

Dotychczasowa praktyka definiowania, kto jest młody, a kto nie jest niejednoznaczna. Kilka przykładów:

  • w 2011 roku w sondażu exit poll zrealizowanym przez ówczesny TNS OBOP dla TVP kategoria młodego wyborcy obejmowała grupę wiekową 18-25 lat;
  • po wyborach parlamentarnych w 2011 roku CBOS opublikował raport "Jak głosowali młodzi - refleksje powyborcze", gdzie punktem odniesienia była grupa w wieku 18-24 lata;
  • w sondażu exit poll IPSOS dla TVN24 i TVP po wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2014 roku w grupie młodych wyborców znaleźli się obywatele w wieku 18-25 lat;
  • w sondażu exit poll IPSOS dla TVN24, TVP i Polsat News po wyborach samorządowych w 2014 roku zastosowano kryterium 18-29 lat, jednakże specyfika sytuacji wymusiła prezentację wielu danych szczegółowych (np. dla kategorii "uczniowie i studenci");
  • osobiście, w książce pt. "Młody obywatel we współczesnej demokracji europejskiej" stosowałem kryterium 18-24 lata, podkreślając jednocześnie, że:
 "W pewnym sensie ten przedział należy uznać za wymuszone uproszczenie. Z pewnością ma on charakter arbitralny i łatwo poddaje się krytyce". 

 To oczywiste, że wskazanie granic wiekowych dla młodości (w sensie politycznym) będzie arbitralne, ale wymaga zawsze dobrego uzasadnienia. Bezdyskusyjna wydaje się tylko dolna granica - wiek osiągnięcia politycznej dojrzałości: 18 lat. Granica górna jest umowna. Dlaczego zatem w ostatnim sondażu prezydenckim młodymi stali się nawet obywatele w wieku 34 lat? A może lepiej zadać pytanie - bez podtekstów - o to, jakie poznawcze konsekwencje ma taki, a nie innych wybór grupy wiekowej.

W materiale wyemitowanym w "Faktach" słyszymy, że:

- Bronisław Komorowski ma gigantyczną przewagę nad konkurencją;
- Andrzejowi Dudzie młodzi wyborcy dają "żółtą kartkę";
- ten wynik to może być zapowiedź wielkie porażki Janusza Palikota.

Zgoda. Takie komentarze stanowią trafną ilustrację dla tak zaprezentowanych wyników badania:

Zobacz źródło

Tylko, co by było gdyby... Gdyby definicja młodych wyborców obejmowała ludzi w wieku, np. 18-24 lata? Rezultaty sondażu byłyby inne. 

Punktem odniesienia mogą być raporty CBOS wraz z tabelami aneksowymi, pokazującymi szereg szczegółowych danych, w które dziennikarze się nie zagłębiają. Porównałem dane z sondaży realizowanych mniej więcej na około miesiąc przed wyborami do PE (maj 2014)  i samorządowymi (listopad 2014).
Widać wyraźnie, że w pewnych przypadkach poparcie w grupie wiekowej 18-24 lata i 25-34 lata wygląda odmiennie. Co z tego wynika?




Okazuje się, że większą popularność w starszej grupie wiekowej mają takie partie i ich kandydaci jak: PO, PiS, SLD, także PSL (zaznaczone na zielono). Natomiast mniejszą - zdecydowanie mniejszą - TR i NP (politycznym spadkobiercą jest prawdopodobnie partia KORWiN).

A zatem można śmiało powiedzieć, iż gdyby Millward Brown uznał, że młody wyborca to człowiek w wieku 18-24 lata, to w zaprezentowanych na antenie TVN danych, wynik takich kandydatów jak Janusz Korwin-Mikke, Janusz Palikot, być może Paweł Kukiz byłby zdecydowanie lepszy. Z kolei Bronisław Komorowski czy Andrzej Duda uzyskaliby nieco słabsze wyniki.

Pytanie tylko, czy publikacja danych, które sugerują inną narrację niż tą, o której trzeba myśleć wymaga zbyt wiele odwagi? Wersja, gdzie młodzi 30-letni zabierają głos jest "bezpieczniejsza". 


Zobacz źródło

środa, 18 marca 2015

Kampania dla dzieci

Kolejny przystanek. Aleksandrów Kujawski. Dobry przykład pokazujący odległość, jaka dzieli obecną klasę polityczną od "świata życia", jaki tworzą zwykli obywatele.

Żeby była jasność. Nie chodzi o dzieci z tamtejszej szkoły podstawowej, które pod okiem nauczycieli uczestniczyły w wyborczym wiecu. Wręcz przeciwnie - bardzo dobrze. Wizyta urzędującego prezydenta mogła być świetną okazją do zaszczepienia wśród przyszłych pełnoprawnych obywateli ważnych nawyków: szacunku dla "głowy państwa" (niekoniecznie dla konkretnej osoby, ale dla urzędu i funkcji. Tego brakuje w naszej kulturze politycznej od samego początku przemian ustrojowych) czy respektu i zrozumienia funkcjonowania najważniejszych instytucji demokratycznych, jak choćby wybory. Z drugiej strony trzeba pamiętać, że wizyta prezydenta w miejscu, gdzie "gadające głowy" rzadko bywają zawsze jest dużym wydarzeniem i okazją do zobaczenia z bliska kogoś, kogo na co dzień widuje się tylko w telewizji. 

No właśnie, w telewizji, bo poza kampanią politycy choć wiele jeżdżą (vide: zapomniana sprawa kilometrówek), to rzadko bywają widywani. Stąd takie poruszenie w tym przypadku. Politycy żyją jednak w swoim świecie, którego logiką wciąż i wciąż - niestety skutecznie - zarażają większość społeczeństwa. Przekonują na każdym kroku, że największym problemem nas wszystkich jest nierozwiązany - i chcieliby pewnie, by był również nierozwiązywalny - spór na linii PO-PiS. To on wszystko uniemożliwia. A to wetujący prezydent, a to brak większości, a to nielojalny koalicjant, a to kryzys gospodarczy albo Komisja Europejska. Zawsze coś. 

Oszustwo polega na tym, że jest to logika ordynacji większościowej. Język systemu dwupartyjnego, w którym zwycięzca bierze wszystko: władzę, ale i odpowiedzialność. Wówczas konfrontacyjny styl uprawiania polityki ma większe uzasadnienie. Uczciwość nakazuje jednak być bliżej faktów. Funkcjonujemy w ramach systemu wielopartyjnego z ordynacją proporcjonalną. Choć w teorii możliwe jest zwycięstwo jednej z partii z wynikiem gwarantującym samodzielną większość w parlamencie, to w praktyce trudno sobie coś takiego wyobrazić. Będąc w zgodzie z rzeczywistością, politycy (WSZYSTKICH PARTII) powinni zaakceptować i uznać za normę logikę i język porozumienia, kompromisu, deliberacji, uzgodnień. Wszystko inne jest nieuczciwe.

W Aleksandrowie Kujawskim ta nieuczciwa logika zdominowała przekaz, którego adresatem było wyjątkowe audytorium:


"Wszystko się zmienia na lepsze i kto tego nie widzi, to po prostu nie chce widzieć. Jest taka kategoria ludzi, pewnie Państwo oglądacie, dzieci moje oglądają i wnuki teraz też oglądają. Jest taki smerf Maruda, który ciągle marudzi, ciągle mówi, że coś jest nie tak, że coś jest najgorsze, coś jest najsłabsze, coś w Polsce idzie nie tak. A jednocześnie gdzieś w nas tkwi głębokie przekonanie, że właśnie jest "naj". To znaczy nie to, że wszystko jest rozwiązane, nie to, że wszystko jest super, znakomicie, ale coś jest "naj", coś się udało i z czegoś warto być dumnym. Mamy wielkie zadanie przed sobą, żeby Polski nie oddać we władanie smerfa Marudy".



Myślę, że poprzez tą "wieczorynkową" metaforę niektórzy młodzi uczestnicy wiecu już wiedzą, co jest największym problemem nas wszystkich.

Zobacz źródło

czwartek, 12 marca 2015

O nas bez nas

Kampania w toku. Rozpędza się jak lokomotywa. "Najpierw powoli jak żółw ociężale, ruszyła maszyna po szynach ospale...". Dojechała do Starachowic. W portalu 300polityka.pl czytamy wpis pod - pełnym nadziei - tytułem "W Starachowicach PBK o problemach młodych ludzi". A więc jednak. Młodzi ludzie - ich problemy, opinie i interesy - stały się jednym z głównych problemów kampanii. Zatem czytam dalej. Co o tychże problemach powiedział prezydent-kandydat?


To pierwsze klasyczne human story na trasie Bronkobusa. Bronisław Komorowski na rynku w Starachowicach podczas swojego wystąpienia poprosił do siebie młodą mieszkankę miasta, Gabrielę, z którą prezydent odbył rozmowę już wcześniej. Na podstawie jej relacji Komorowski mówił o problemach młodych ludzi. Udało nam się porozmawiać z Gabrielą po wystąpieniu PBK. Powiedziała nam, iż faktycznie opowiadała prezydentowi o młodzieży, która wcale nie chce tłumnie wyjeżdżać ze Starachowic do większych miast, ale tutaj – w Starachowicach – nie jest łatwo znaleźć pracę.
(źródło: http://300polityka.pl/news/2015/03/07/pierwsze-human-story-w-czasie-podrozy-bronkobusem-w-starachowicach-pbk-o-problemach-mlodych-ludzi/)

No, niewiele. Chciałoby się powiedzieć - skąd my to znamy? Kolejna debata o debacie. Artykuł o problemie-widmo. Ktoś z kimś o czymś porozmawiał i dlatego mamy wnioskować, że ten ktoś problemy tego kogoś zna, rozumie i - najpewniej - je szybko rozwiąże. 

A jak jest naprawdę? Głos mają młodzi Polacy:


Czy Pana/i zdaniem interesy i problemy ludzi młodych są wystarczająco reprezentowane w debacie publicznej?
Tak
5%
Nie
81%
Trudno powiedzieć
14%
   Źródło: Pokolenie '89. Aksjologia i aktywność młodych Polaków (A. Guzik, R. Marzęcki, Ł. Stach, Kraków 2015).

Panowie Kandydaci i Panie Kandydatki! Warto jednak o pewnych sprawach porozmawiać poważnie.

Póki co jest jak w wierszu, "a w trzecim siedzą same grubasy,
siedzą i jedzą tłuste kiełbasy...". Wyborcze kiełbasy.



Zobacz źródło

czwartek, 5 marca 2015

Putinów ci u nas dostatek

Kiedy logika strategiczna wypiera logikę komunikacyjną, demokracja staje się rytuałem. Fasadą, za którą politycy - mistyfikując swoje rzeczywiste zamiary i umocowania - załatwiają swoje partykularne interesy. I pomyśleć, że to całkiem naturalny skutek uboczny potencjalnie pozytywnych zjawisk.

Na przykład, jasne jest istnienie w demokratycznym systemie zróżnicowanych ról rządu i opozycji. Z każdą z nich wiążą się inne funkcje. Dajmy na to, opozycja: z definicji ma kontrolować, patrzeć na ręce, instytucjonalizować nieufność wobec władzy, aby zapobiec jej nadmiernej ekspansji i wynaturzeniu. Rząd i opozycja wszak rywalizują o władzę. Ich wzajemna relacja przypomina zwarcie, w którym każde niepowodzenie partii rządzących liczy się na konto opozycji i na odwrót. Słowo, jako narzędzie rywalizacji w zmediatyzowanej rzeczywistości, przestaje więc być narzędziem otwartej i wolnej komunikacji. Nie służy uzgadnianiu, deliberacji czy nawet polemice, ale właśnie odrywa się od zjawisk, które nazywa. Spór staje się rytualny i schematyczny do tego stopnia, że argumentacje już niczego nie wyrażają.

To aktualna rola polityczna (bycie partią opozycyjną czy rządzącą) podpowiada ten pusty schemat:

S. Niesiołowski (PO), opozycja w roku 2006:

Oni kierują się taką zasadą, że jeśli przegrywamy, to będziemy powtarzać głosowania aż wygramy. Nie mamy większości w komisji, to zmienimy skład komisji. Jeśli przewodniczący jest nie nasz, to zmienimy przewodniczącego. Na razie nie zamykają jeszcze przeciwników politycznych w więzieniach, nie wprowadzają cenzury, ale to są elementy systemu putinowskiego.

J. Kaczyński (PiS), opozycja w roku 2007:

W Polsce szykuje się putinada. Ci, którzy mają inne poglądy niż ekipa rządząca, niż media, które wywierają dziś największy wpływ na opinię publiczną, tak jak <Gazeta Wyborcza>, będą sekowani.

Putinów ci u nas dostatek...



Zobacz źródło