wtorek, 1 września 2015

Nihil novi, czyli o solidarności, której nie ma i nie będzie

„Koń jaki jest, każdy widzi”? Nie bardzo. Parafrazujmy więc. W kampanii wyborczej polityk, wskazując konia, mówi: „Zobaczcie, jaka piękna krowa”. A publika odpowiada: „O jaka piękna krowa”.

Jeszcze w kampanii prezydenckiej politycy zaczęli prześcigać się na to, kto z nich jest bliżej ludzi. Bronisław Komorowski wyszedł „na miasto”, Andrzej Duda wsiadł do autobusu, za nim Beata Szydło, a Ewa Kopacz do pociągu. Hasło „nie róbmy polityki, budujmy drogi” zastąpiło inne: „my rozmawiamy z ludźmi, oni robią kampanię wyborczą”. I już – cały pomysł na politykę.

Dzisiaj wszyscy są „za” wspólnotą, solidarnością, jednością, kompromisem, brakiem konfliktu. Ale głównie dlatego, że sami wykreowali sytuację, w której doświadczamy deficytu tych wartości. Polityka zaś powinna być miejscem i narzędziem regulowania konfliktów poprzez konfrontację idei, wartości czy pomysłów na rozwiązywanie ważnych społecznych problemów. Tymczasem tocząca się kampania (uwaga: kampania referendalna) nie wnosi nic nowego do społecznego systemu wiedzy.

Chcemy wspólnoty, ale to nie przeszkadza nam mówić: „Premier prowadzi kampanię wyborczą, a ja prowadzę polskie sprawy” (Andrzej Duda).

Chcemy solidarności, ale z łatwością wypowiadamy słowa: „Pani premier Ewa Kopacz próbuje podzielić w tym dniu Polaków, próbuje skłócić Polaków w tym wielkim święcie demokracji i wolności, jakim jest uroczystość związana z 35-leciem Solidarności” (Beata Szydło).

Chcemy jedności, ale bez wahania stwierdzamy: „dzisiaj prezydent Duda jakby odciął się od rządu, nie chce nie chce z nami rozmawiać” (Ewa Kopacz).

Chcemy zgody i zaufania, lecz na pytanie o szacunek dla głowy państwa odpowiadamy: „Nie, nie mam. To nic złego, oceniam jego politykę bardzo krytycznie” (Stefan Niesiołowski).

Główne osie politycznych konfliktów w ostatnim czasie pokazują, że Polska po wyborach prezydenckich, a później parlamentarnych nie zazna znaczącej odnowy sfery publicznej. Wciąż głównym problemem rządzących będzie istnienie opozycji, a głównym problemem opozycji będzie istnienie rządzących. Nie zaczniemy się spierać o to, jak podnieść jakość życia zwykłego obywatela, poprawić konkurencyjność gospodarki, zapewnić więcej bezpieczeństwa, zmniejszyć bezrobocie, unowocześnić służbę zdrowia, ułatwić zakup mieszkania, sprawić, by nasze miasta wyglądały ładniej czy zwiększyć świadomość społeczną obywateli oraz ich motywację do uczestnictwa w życiu publicznym. Wówczas wszyscy życzylibyśmy sobie więcej takich sporów.


Ale nie, będziemy się tylko przekrzykiwać na hasła o tym, kto jest bliżej ludzi, kto ich lepiej rozumie, potrafi z nimi rozmawiać. 


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz