Zgadzam się z uwagą Starego Kolegi ze szkolnej ławy. Muszę to przyznać. Ma rację. Powiem więcej, lepiej wyraził moje myśli.
Jeśli powiedziało się A, to dla naukowej rzetelności trzeba
powiedzieć B, czyli pokazać inne strony dyskutowanego zjawiska. Choć to
tekst publicystyczny. To dla przyzwoitości.
Z jednej strony, za destrukcyjny należy uznać dyskurs o
fałszowaniu wyborów. Tego nie będę powtarzał. Taka krytyka nie powinna
jednak oznaczać stygmatyzowania i wykluczania tych, którzy albo wiedzą,
albo czują, że z wyborami jest "coś nie tak". Taki dyskurs pod hasłem
"nie ma problemu", "odmęty szaleństwa" czy też wyszydzanie tych, którzy maja wątpliwości jest
równie niszczący. W jego ramach, podobnie jak w poprzednim przypadku,
można być tylko po jednej stronie. W zasadzie trzeba tam być. Bo za
barykadą czyha zło.
W imię jakiejś politycznej poprawności służymy
jednej opcji politycznej. Skutki - choć trudne do wyobrażenia - mogą być
równie destrukcyjne. W swej skrajnej wersji, mogą usprawiedliwiać
rzeczywiste fałszerstwa, w które nikt wówczas - przyjmując logikę tej
poprawności - nie uwierzy.
Te dwa ścierające się dyskursy nie obiecują niczego
pozytywnego. Usprawiedliwieniem dla każdego z nich jest istnienie jego
przeciwieństwa. Są one jak zimna skorupa, pod którą płonie lawa
prawdziwych idei, problemów i ich rozwiązań. Ale ona jeszcze poczeka na swój czas.
Zobacz źródło |